
Rok 2030 przestał być dla polskiej energetyki odległą przyszłością. Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) opublikowały wstępne wyniki aukcji głównej rynku mocy, które pokazują, skąd będziemy czerpać prąd w nowej dekadzie. Wnioski są słodko-gorzkie. Z jednej strony ruszamy z wielką budową nowoczesnych elektrowni, co jest świetną wiadomością. Z drugiej – musimy przygotować portfele. Za pewność, że w gniazdkach nie zabraknie prądu, zapłacimy wysoką cenę.
- Teza. Polska kończy z „łataniem” starych elektrowni węglowych i rozpoczyna etap budowy fabrycznie nowych jednostek.
- Dowód. W aukcji zakontraktowano powstanie zupełnie nowych elektrowni o łącznej mocy 3,1 GW. 1 GW mocy wystarcza zazwyczaj do zasilenia około 1,5 miliona gospodarstw domowych
- Efekt. Rynek dostał gwarancje finansowe na 17 lat, co pozwoli fizycznie wymienić przestarzałą infrastrukturę na nowoczesną, zamiast dalej utrzymywać przy życiu „emerytowany” sprzęt. Jednak odbije się to na rachunkach Polaków.
PSE odkrywa karty w sprawie prądu. Oto, skąd go mamy brać. Spis treści
Najważniejszą informacją z raportu jest przełom technologiczny. Czym jest rynek mocy? To mechanizm, w którym płacimy elektrowniom nie tylko za wyprodukowany prąd, ale za samą gotowość do pracy i wytwarzania prądu. Do tej pory te pieniądze często działały jak kroplówka podtrzymująca przy życiu stare, wysłużone bloki węglowe. Teraz to się zmienia.
Inwestorzy, tacy jak PGE czy Tauron, zrozumieli, że czas prowizorki minął. Tym razem pieniądze nie posłużą do reanimowania starych bloków – aż 3,1 GW mocy pochodzić będzie z nowoczesnych jednostek, które powstaną zupełnie od podstaw. Dla wyjaśnienia: 1 GW mocy wystarcza zazwyczaj do zasilenia około 1,5 miliona gospodarstw domowych.
Ile kosztuje polska niezależność energetyczna?
Dla branży to sygnał do startu. Dzięki długoterminowym kontraktom, gwarantującym wypłaty nawet przez 17 lat. Z takim zapewnieniem spółki mogą iść do banków po kredyty na miliardy złotych i rozpocząć budowę nowoczesnych elektrowni.
Wyniki aukcji to także lekcja twardej ekonomii. Cena za gotowość polskich elektrowni wyniosła aż 465,02 zł za kilowat na rok. To bardzo dużo i pokazuje, jak droga jest budowa nowych mocy w kraju. Inwestorzy oczekują wysokiej premii za ryzyko podjęcia się takich inwestycji.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja za granicą. Import prądu od sąsiadów połączonych z nami siecią lądową (np. z Litwy czy Szwecji) wyceniono na niespełna 78 zł. Różnica jest kolosalna – prąd z importu jest wielokrotnie tańszy. Zakup prawie 1 GW mocy z zagranicy dowodzi, że import przestał być wstydliwą ostatecznością. Stał się racjonalnym, tanim filarem naszego bezpieczeństwa.
DSR, czyli zarabianie na nieużywaniu
System zyskał też cichego bohatera. Są nim usługi DSR (Demand Side Response), czyli redukcja zapotrzebowania na prąd.
Na czym to polega? Zamiast budować drogą elektrownię, która działałaby tylko przez kilkadziesiąt godzin w roku (w największe upały lub mrozy), płacimy fabrykom za to, by na chwilę wstrzymały produkcję i nie zużywały prądu.
To rozwiązanie tańsze, szybsze i bardziej ekologiczne niż budowa nowych kominów. Firmy zakontraktowały w ten sposób aż 1,2 GW mocy – to tak, jakbyśmy zyskali jedną dużą elektrownię bez wbijania łopaty w ziemię. To dowód na to, że nasz system energetyczny staje się „inteligentny”: zamiast tylko produkować prąd, zaczynamy mądrze zarządzać jego zużyciem.
Państwowi giganci biorą wszystko
Kto będzie rozdawał karty w 2030 r.? Analiza wyników nie pozostawia złudzeń – transformacja to gra dla największych.
Liderem aukcji została państwowa Grupa PGE, która zgarnęła kontrakty na blisko 1,4 GW, stawiając odważnie na nowe inwestycje. Kroku próbuje dotrzymać jej Grupa Tauron z nowym blokiem o mocy ponad 500 MW.
Widać wyraźnie, że ciężar i koszt budowy nowych mocy spoczywa na barkach spółek Skarbu Państwa. To one, wspierane pieniędzmi z rynku mocy (czyli z naszych rachunków), mają zagwarantować stabilność systemu. Warto jednak pamiętać, że opublikowane dane to na razie wyniki wstępne – ostateczną pieczęć musi na nich postawić prezes Urzędu Regulacji Energetyki.
Ignacy Zieliński, dziennikarz Biznes Enter
Źródło: PSE. Zdjęcie otwierające: Lukáš Lehotský / Unsplash.com
Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.