
Umowa Mercosur na nowo rozpaliła polską debatę publiczną. W gęstym dymie politycznych krzyków trudno jednak wyłuskać to, o co tak naprawdę toczy się gra. A w zaciszach gabinetów Brukseli, Brasilii, czy Pekinu nie mówi się o cenie udka z kurczaka, ale o tym, czy Europa – a wraz z nią Polska – stanie się technologicznym wasalem Chin. Bo umowa Mercosur to w rzeczywistości pakt surowcowy, w którym kluczową rolę odgrywa Załącznik 2-B. Biznes Enter opisuje go jako pierwsze medium w kraju. Jest to krytyczny punkt dla naszej gospodarki.
- Teza. Umowa Mercosur to w rzeczywistości strategiczny pakt surowcowy, który jest niezbędny dla zapewnienia Europie i Polsce niezależności technologicznej, dostępu do kluczowych metali nowej ery przemysłowej oraz zbudowanie jakiejkolwiek alternatywy dla Państwa Środka.
- Dowód. Bezpośredni dostęp do południowoamerykańskich złóż litu, niobu i grafitu jest warunkiem utrzymania konkurencyjności polskiego sektora bateryjnego oraz przemysłu stalowego, stanowiąc jedyną realną alternatywę dla dominacji Chin.
- Dowód. Zawarty w umowie Załącznik 2-B gwarantuje europejskim firmom preferencyjne stawki celne i pierwszeństwo w dostawach surowców krytycznych, co daje polskim przedsiębiorcom strukturalną przewagę kosztową nad globalną konkurencją.
- Dowód. Odrzucenie porozumienia grozi trwałym przejęciem kontroli nad zasobami Ameryki Południowej przez Chiny, co uczyniłoby polską gospodarkę technologicznym wasalem Pekinu i pozbawiło ją wpływu na globalne standardy produkcji.
- Efekt. Dla polskiego biznesu umowa oznacza strategiczną szansę na rozwój sektora wysokich technologii i ekspansję producentów części samochodowych dzięki tańszym surowcom i otwarciu nowych rynków zbytu, przy jednoczesnym wzroście presji konkurencyjnej w segmencie premium dla rodzimego rolnictwa.
Umowa Mercosur. Biznes Enter rozkłada ją na części pierwsze
Przedświąteczny weekend był spektaklem niemocy, ale i brutalnego realizmu. Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, nie poleciała do Brazylii na podpisanie umowy Mercosur. Rozmowy zostały przełożone na styczeń. Patrząc na emocje, jakie w Polsce wywołuje finalizacja umowy z Brazylią, Argentyną, Urugwajem i Paragwajem, można odnieść wrażenie, że cofnęliśmy się do lat 90. Rozmawiamy o wołowinie, cukrze i etanolu.
Politycy wszystkich opcji, od lewa do prawa, prześcigają się w deklaracjach obrony „bezpieczeństwa żywnościowego”, malując apokaliptyczne wizje zalewu polskiego rynku argentyńskim mięsem. To narracja chwytliwa i politycznie nośna. Wystarczy spojrzeć na wpis prezydenta Nawrockiego z poniedziałkowego wieczoru, a będziecie wiedzieć, jaki jest poziom emocji z tym związany. To jednak wszystko jest tylko grą pozorów.
Rolnictwo bowiem to w tej partii szachów zaledwie pionek, którym szafuje się na pierwszej linii frontu, by osłonić figury o znacznie większym ciężarze gatunkowym. Król i królowa tej rozgrywki znajdują się bowiem w tablicy Mendelejewa. A dokładniej tam, gdzie w mediach głównego nurtu panuje zastanawiające milczenie. Niob, lit, grafit, tantal. To są imiona bogów nowej ery przemysłowej. I to właśnie dostęp do nich – a nie do tańszych steków – jest „być albo nie być” dla europejskiego, w tym polskiego przemysłu.
Umowa Mercosur, a „litosfera”. O czym milczą media?
Sprawa jest naprawdę poważna. W kontekście umowy Mercosur w publicznym dyskursie dominuje temat produktów rolnych, jednak z perspektywy strategicznego bezpieczeństwa przemysłowego Polski i Europy, najważniejszą stawką tej umowy jest dostęp do surowców krytycznych. Europa jest uzależniona w ponad 90 proc. od importu metali ziem rzadkich z Chin, co w obliczu narastającego konfliktu handlowego na świecie i zatargów dyplomatycznych z Pekinem stanowi egzystencjalne zagrożenie dla europejskiego przemysłu high-tech.
Innymi słowy, jeśli nie zdywersyfikujemy dostaw ze Wschodu, staniemy się technologicznym podnóżkiem Chin zależnym od kaprysów tamtejszych komunistów.
Państwa Mercosuru, a zwłaszcza Argentyna i Brazylia, to dla Europy w tej chwili jedyne koło ratunkowe. Dlaczego? Bo Afryka jest niestabilna i zdominowana przez Chińczyków. Zasoby Ameryki Północnej (Kanada, USA) zostaną wchłonięte przez rynek amerykański w ramach Inflation Reduction Act (IRA). Zostaje nam więc jedynie Ameryka Południowa.
Lit, niob, tantal – nowi bogowie zielonej rewolucji
Weźmy pod lupę kilka kluczowych surowców, którymi dysponują państwa Mercosur.
I tak, Brazylia jest absolutnym hegemonem na rynku niobu, kontrolując ok. 90 proc. światowego wydobycia i przetwórstwa tego metalu. Niob jest kluczowym składnikiem stali o wysokiej wytrzymałości, niezbędnej w przemyśle motoryzacyjnym (już niewielki dodatek niobu znacznie sprawia, że stal jest lżejsza i znacznie bardziej wytrzymała), budownictwie infrastrukturalnym (mosty, rurociągi) oraz w produkcji nadprzewodników (używa się ich m.in. w tomografach).
Co więcej, niob tworzy struktury krystaliczne z bardzo szerokimi kanałami dla jonów litu. Najwnowsze badania wskazują, że użycie go w bateriach ekstremalnie przyspiesza ładowanie i wydłuża ich żywotność (doskonałe zastosowanie np. w elektrycznych autobusach).
Dla Polski niob jest niezbędny. Rodzimy przemysł stalowy i budowlany jest całkowicie uzależniony od importu tego pierwiastka. Brak alternatywy dla brazylijskich dostaw czyni ten kierunek z naszego punktu widzenia jedynym słusznym.
Z kolei Argentyna, wraz z Chile i Boliwią mogą pochwalić się jednymi z największych na świecie zasobów litu, tworząc tzw. Trójkąt Litowy. Pierwiastek ten to podstawowy składnik baterii litowo-jonowych do pojazdów elektrycznych (EV) i magazynów energii. A tak się składa, że Polska nie jest już tylko „spichlerzem Europy”. Jesteśmy największym w Europie i jednym z największych na świecie producentów ogniw i baterii litowo-jonowych. LG Energy Solution pod Wrocławiem, Lyten w Gdańsku, Umicore w Nysie – to są płuca naszej nowoczesnej gospodarki.
Te płuca potrzebują tlenu, czyli litu. Obecnie łańcuch dostaw jest dławiony przez Chiny, które kontrolują większość przetwórstwa tego metalu. Bezpośredni dostęp do argentyńskiego litu jest więc warunkiem utrzymania konkurencyjności polskiego sektora bateryjnego.
Ale to nie wszystko. Umowa z Merkosurem ustanawia zasady eksportu jeszcze takich surowców jak na przykład:
- Grafit – niezbędny jest do produkcji anod w bateriach, a Brazylia posiada 7,5 proc. światowego wydobycia.
- Tantal – używany jest w kondensatorach elektronicznych (smartfony, laptopy).
- Krzem – kluczowy dla fotowoltaiki i półprzewodników.
- Mangan – ultraważny przy produkcji stali i katod bateryjnych.
Tajemniczy Załącznik 2-B w umowie Mercosur
I teraz przechodzimy do sedna problemu. Bowiem najważniejszy geopolityczny zapis umowy Mercosur ukryty jest głęboko w technicznych aneksach, do których rzadko się zagląda. Mowa o Załączniku 2-B (Annex 2-B: Export Duties).
Dlaczego jest on tak kluczowy? Ponieważ dotyka „świętego graala” polityki gospodarczej Ameryki Południowej – przez lata pielęgnowanego protekcjonizmu surowcowego. Państwa rozwijające się często nakładają cła na różnego rodzaju minerały, aby zmusić zagraniczne koncerny do budowania fabryk u nich na miejscu. Chcą po prostu uniknąć wywożenia metali do państw trzecich. Dla Europy, ubogiej w zasoby, taka polityka to istny koszmar.
Brukselskim negocjatorom udało się jednak uzyskać coś, co w języku dyplomacji można nazwać „biletem pierwszeństwa”, a co w istocie jest próbą podważenia chińskiej dominacji na Starym Kontynencie.
Analiza Załącznika 2-B wskazuje, że umowa wprowadza generalny zakaz stosowania ceł eksportowych na metale ziem rzadkich i surowce krytyczne. To już jest duży sukces. Wyjątkiem jest Brazylia (Sekcja D Załącznika 2-B), która zachowała prawo do utrzymania lub wprowadzenia nowych ceł eksportowych na ściśle zdefiniowaną listę produktów.
Obejmuje ona m.in. działy:
- HS 25 (sól, siarka, ziemie i kamienie),
- HS 26 (rudy metali, żużel),
- HS 27 (paliwa mineralne),
- HS 28 (chemikalia nieorganiczne, w tym związki metali ziem rzadkich)
Ponadto znalazły się też specyficzne pozycje z działów metali, takie jak HS 8112 (beryl, chrom, german, wanad, gal, hafn, ind, niob, ren i tal).
Unia na preferencyjnych warunkach
I teraz najważniejsze. Jeżeli Brazylia zdecyduje się nałożyć cło eksportowe na te surowce, musi zagwarantować importerom z Unii preferencyjne traktowanie.
Co to dokładnie oznacza? Cło dla UE musi być niższe o co najmniej 50 proc. od stawki podstawowej (stosowanej np. wobec Chin czy USA, o ile te kraje nie mają własnych umów).
Dodatkowo w żadnym przypadku cło dla UE nie może przekroczyć pułapu 25 proc.
Dla polskich firm (np. KGHM, importerzy stali, producenci baterii) oznacza to, że mają one zagwarantowane dostawy surowców nawet w przypadku wojny handlowej. A brazylijski niob czy grafit kupią taniej niż ich konkurenci z innych krajów. Daje to strukturalną przewagę kosztową. W obecnych czasach to waluta nie do przecenienia.
Czy składamy rolnictwo na ołtarzu przemysłu?
Czy to oznacza, że obawy rolników są bezzasadne? Absolutnie nie. Są racjonalne, ale często źle skalowane.
Narracja o „zalewie” tańszych produktów z Ameryki Południowej jest przesadzona. Kontyngent na wołowinę (cło – 7,5 proc.) to 99 tys. ton – kropla w morzu unijnej produkcji (ok. 1,5 proc.).
Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Do Europy z Mercosuru nie przyjedzie mięso na mielone, a trafią szlachetne elementy (polędwica, rostbef – tzw. Hilton cuts), które są najbardziej marżowe. Polski sektor wołowiny, który jest potęgą eksportową, może więc stracić rynek premium w Europie Zachodniej (Niemcy, Włochy), gdzie brazylijskie steki wyprą polskie. Presja na ceny w segmencie premium będzie zatem znaczna.
Podobna sytuacja, choć nawet nieco gorsza, może spotkać nasze kurczaki. Polska jest największym producentem drobiu w UE. Brazylia z kolei jest globalnym liderem kosztowym w tym segmencie.
Import 180 tys. ton mięsa (głównie filetów; bezcłowo; wprowadzany stopniowo przez pięć lat) uderzy w polski eksport na rynki zachodnie. Choć procentowo wydaje się to niewiele (1,2-1,3 proc. produkcji), w branży o niskich marżach, taki dopływ taniego surowca może zdestabilizować ceny, szczególnie w momentach nadpodaży.
Brak porządnych osłon dla rolnictwa
Rolnicy argumentują także, że umowa tworzy nieuczciwą konkurencję poprzez tańsze standardy produkcji. To prawda. W Brazylii dozwolone jest stosowanie wielu substancji czynnych (pestycydów, fungicydów), które w UE zostały zakazane ze względów zdrowotnych lub środowiskowych. Dozwolone są również stymulatory wzrostu w hodowli bydła, zakazane od lat w UE.
Mimo zapowiedzi polityków (szczególnie francuskich), umowa nie zawiera twardych, automatycznych mechanizmów blokowania importu produktów niespełniających unijnych standardów. Dla polskiego rolnika oznacza to konieczność konkurowania z producentem, który ma niższe koszty, bo nie musi spełniać wymogów Zielonego Ładu.
Podsumowując ten wątek, wieś obawia się nie tylko utraty rynku, ale także „efektu domina”: upadek hodowli może pociągnąć za sobą spadek popytu na polskie zboża paszowe. A to, że polskie rolnictwo jest sektorem wrażliwym społecznie i politycznie, widać właśnie w nagłówkach gazet, które skupiają się na tym właśnie obszarze.
Jednak to, o czym się nie mówi, to fakt, że Polska jako eksporter żywności netto, paradoksalnie może też zyskać na tańszym imporcie surowców paszowych z Brazylii (soja bez cła), co obniżyłoby koszty produkcji polskiego mięsa. O ile soja spełniałaby określone warunki (a ma, bo inaczej nie będzie dopuszczona do handlu).
Rola państwa polskiego
Niemniej, Polska jest w tym momencie dziejów w specyficznym klinczu. Z jednej strony, jesteśmy potęgą rolną i każdy kilogram taniego mięsa z Brazylii (produkowanego, nie ukrywajmy, w niższych standardach sanitarnych i środowiskowych) to cios w rentowność naszych gospodarstw.
Z drugiej strony – jako kraj, który chce uciec z pułapki średniego rozwoju, potrzebujemy technologii i surowców, a nie tylko eksportu kurczaków.
Tu pojawia się więc pytanie o rolę państwa. Rolą rządu, jak podkreślają eksperci, nie jest blokowanie postępu w imię zachowania status quo, ale wynegocjowanie takich mechanizmów kompensacyjnych, które pozwolą rolnictwu przetrwać ten szok, jednocześnie otwierając drzwi dla przemysłu. Ten miesiąc negocjacji powinniśmy więc wykorzystać w pełni, by naprawdę zapewnić przejście polskim rolnikom suchą stopą przez ten trudny czas.
Sektor automotive na fali?
Jest jeszcze jedna branża, o której do tej pory nie rozmawialiśmy. Zapominamy często, że Polska to nie tylko rolnictwo. To potężny sektor produkcji części samochodowych. Mercosur przez lata chronił swój rynek motoryzacyjny zaporowymi cłami (35 proc. na auta, do 18 proc. na części). Umowa te cła znosi.
Nawet jeśli w Brazylii nie będą jeździć gotowe Fiaty z Tychów, to będą tam jeździć auta składane na miejscu z silników, skrzyń biegów i elektroniki wyprodukowanej w Wałbrzychu, Gliwicach czy Jelczu.
Jesteśmy zapleczem produkcyjnym niemieckiego i francuskiego przemysłu. Ich ekspansja w Ameryce Południowej to nasze miejsca pracy. To samo dotyczy polskich firm chemicznych, producentów maszyn górniczych (dawny Famur, dziś Grenevia) czy sektora IT, który zyskuje dostęp do brazylijskich zamówień publicznych.
Jeśli nie my, to kto? Wiadomo
Na koniec argument najważniejszy, wykraczający poza excelowe tabelki. Natura nie znosi próżni. Mercosur jest zmęczony czekaniem na Europę. Już odwraca się w stronę Chin. Inwestycje Pekinu w ciągu ostatnich 5 lat wzrosły w Brazylii o ok. 400 proc. do kilku miliardów dolarów. Chińskie firmy (takie jak BYD czy CATL) we współpracy z brazylijskim CBMM (brazylijski koncern – monopolista wydobycia niobu) badają zastosowanie tlenku niobu w anodach baterii litowych. Jak pisaliśmy wcześniej, pozwala to na naładowanie auta elektrycznego w mniej niż 10 minut.
Inwestycje BYD w fabryki w Brazylii (Camaçari) w 2025 r. są bezpośrednio skorelowane z łatwiejszym dostępem do brazylijskiego niobu. Chiny chcą stworzyć wewnątrz Mercosur zamknięty cykl: od wydobycia niobu po produkcję gotowych baterii i aut. Ale to nie wszystko, Pekin kontroluje już ok. 40 proc. globalnej produkcji litu w Ameryce Południowej, zabezpieczając w ten sposób surowce dla swojego przemysłu bateryjnego.
Jeśli Europa odwróci się teraz od Ameryki Południowej, ta na pewno się nie obrazi się i nie zamknie w sobie. Ona ostatecznie zwróci się ku Azji.
Scenariusz pełnego odrzucenia umowy wyglądałby więc mniej więcej tak:
- Chiny przejmują kontrolę nad litem i niobem, cementując swoją dominację w technologiach zielonej transformacji.
- Argentyńska wołowina i tak trafia w świat, wypierając polski eksport z rynków azjatyckich czy afrykańskich (bo jest tańsza).
- Polskie firmy tracą preferencyjny dostęp do rynku zbytu liczącego ok. 270 mln konsumentów.
- Tracimy polityczny wpływ na standardy ochrony środowiska w Amazonii, jak wycinanie lasów pod uprawy (bo umowa z Chinami nie będzie miała żadnych „zielonych” bezpieczników, a umowa UE-Mercosur takie zapisy ma).
Oto prawdziwa stawka umowy Mercosur
Polska znajduje się w strategicznym rozkroku. Z jednej strony, historyczny sentyment i siła polityczna wsi ciągną nas w stronę protekcjonizmu. Z drugiej, nasze aspiracje i struktura nowoczesnego przemysłu popychają nas ku otwartości i zasobom.
Gra nie toczy się o to, czy poświęcić rolnictwo dla przemysłu. Gra toczy się o to, czy potrafimy wykorzystać zyski z przemysłu i tańszych surowców, aby zmodernizować rolnictwo i osłonić je przed szokiem. Zamiast populistycznego „veto dla zasady”, polska racja stanu wymaga twardych negocjacji o fundusze kompensacyjne, okresy przejściowe i mechanizmy kontroli jakości żywności.
Jesteśmy w momencie zwrotnym. Jeśli wybierzemy ochronę przeszłości (status quo w rolnictwie) kosztem przyszłości (dostęp do surowców krytycznych), za dekadę obudzimy się w skansenie – z drogim prądem, brakiem baterii i rolnictwem, które i tak przegra globalną konkurencję, bo nie będzie nas stać na jego subsydiowanie.
Milczenie o niobie musi się skończyć. Czas zacząć rozmawiać o tym, z czego będziemy budować Polskę za 20 lat.
Damian Szymański, redaktor naczelny Biznes Enter
Grafikę przygotowała Sandra Zięba na podstawie zdjęcia Donalda Tuska z Kancelarii Premiera
Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.