
Dlaczego pomimo skoku technologicznego wizja Johna Maynarda Keynesa o 15-godzinnym tygodniu pracy nie stała się rzeczywistością? Paradoks polega na tym, że choć technologia pozwala pracować szybciej i efektywniej, nie oznacza to automatycznie krótszej pracy. Ponadto nie towarzyszy mu systemowa redystrybucja korzyści płynących z automatyzacji – pisze w felietonie dla Biznes Enter Alicja Kotłowska, LL.M., MSc, MBA, MA, Pełnomocniczka Prorektorki Uniwersytetu SWPS. Autorka rozważa też, czy może coś się zmienić przy obecnej rewolucji cyfrowej.
- Teza. Wykładniczy rozwój technologii powinien przyczynić się do relatywnego skrócenia czasu pracy ze względu na poprawę efektywności. A jednak dotychczas taka zależność nie występowała. Można się zatem obawiać, że spełni się raczej odwrotny – czarny dla pracowników – scenariusz.
- Dowód. Postęp technologiczny dokonuje się już bowiem od dziesięcioleci, a mimo to w prawach państw zakonserwował się 40-godzinny tydzień pracy. Rozwój przyczynia się wyłącznie do zwiększenia efektywności, a frukta z tego konsumują m.in. właściciele kapitału.
- Dowód. Ograniczaniu czasu pracy nie sprzyja też instytucjonalna słabość m.in. związków zawodowych oraz współczesny model gospodarczy, który promuje konsumpcję. Ta zaś, by stale rosnąć, potrzebuje wyższych dochodów, a więc stałej pracy.
- Efekt. Zamiast więc pracować mniej, może się finalnie okazać, że będziemy pracować więcej. Poprawi się co prawda nasza efektywność, lecz coraz więcej kwestii decyzyjnych przejdzie we władanie algorytmów, ograniczając człowieka do roli narzędzia dla AI. Aby się ten scenariusz nie ziścił, wymagane jest większe zrozumienie zagrożenia przez decydentów.
Rewolucja AI przyspieszy wizję 4-dniowego dnia pracy? Spis treści
Wyobraźmy sobie naszą pracę w cyfrowym świecie. Nasz osobisty agent AI odpowiada na setkę e-maili, zanim zdążymy wypić pierwszy łyk kawy. Cyfrowy awatar prowadzi za nas prezentację na spotkaniu z klientem, robot usuwa nagłą usterkę w biurze, a dron dostarcza pilną przesyłkę prosto pod drzwi. My zaś — zamiast balansować między zadaniami, terminami i stresem — siedzimy wygodnie przy biurku, nadzorując tylko kluczowe decyzje. Kończymy pracę nie o 16, lecz o 14. Wracamy do domu z poczuciem spokoju, z czasem na rodzinę, pasje i życie poza pracą.
Brzmi jak obietnica technologicznego raju. Pytanie jednak pozostaje otwarte: czy ta wizja jest naprawdę w zasięgu ręki, czy to jedynie kolejna futurystyczna fantazja, która rozbije się o realia współczesnych gospodarek?
Sto lat temu, John Maynard Keynes, ekonomista, w eseju „Gospodarcze możliwości dla naszych wnuków” przewidywał, że dynamiczny postęp technologiczny pozwoli społeczeństwom znacząco skrócić czas pracy (do 15 godzin). Fundamentem tej wizji była wiara, że każda kolejna fala innowacji, będzie rozwiązywać kluczowe problemy produkcji, umożliwiając ludziom pracę coraz krótszą, bardziej efektywną i lepiej wynagradzaną.
Analizując ewolucję czasu pracy, widać, że w ciągu ostatniego stulecia kraje rozwinięte faktycznie odnotowały znaczący spadek obciążenia pracą – z poziomu około 3 tys. godzin rocznie do około 1 500.

Postęp ten był szczególnie wyraźny w wyniku elektryfikacji, komputeryzacji oraz rozwoju internetu. Jednak w ostatnich trzech dekadach, mimo rewolucji ICT (Information and Communication Technologies) oraz cyfryzacji, proces skracania czasu pracy wyhamował i utrzymuje się na poziomie normatywnych 40 godzin tygodniowo, utrwalonych w ustawodawstwie pracy większości krajów europejskich. W efekcie, choć technologia rozwija się wykładniczo, realne skrócenie czasu pracy nie postępuje już w tempie, które Keynes uznałby za naturalną konsekwencję wzrostu produktywności.
Czy to oznacza, że w normatywnych 40 godzinach pracy tygodniowo kryje się jakaś osobliwa magia?
Dlaczego właśnie ten wymiar tak trwale wpisał się w krajobraz współczesnego rynku pracy? A może istnieją obiektywne przesłanki, które uzasadniają, dlaczego to właśnie 40 godzin uznano za modelowy standard?
Zastanówmy się zatem dlaczego pomimo skoku technologicznego, w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech, wizja Johna Maynarda Keynesa o 15-godzinnym tygodniu pracy nie stała się rzeczywistością.
Paradoks polega na tym, że choć technologia pozwala pracować szybciej i efektywniej, nie oznacza to automatycznie krótszej pracy. Jak pokazała Juliet Schor w książce „The Overworked American” (1992), od lat 70. Amerykanie zaczęli pracować więcej, mimo rosnącej wydajności. Cyfryzacja i automatyzacja, zamiast redukować czas, podnosi często oczekiwania wobec pracowników, zwiększając tempo pracy. Za tym paradoksem stoją zarówno czynniki ekonomiczne, systemowe, jak i kulturowe.
Redystrybucja zysków z innowacji technologicznych
Thomas Piketty (2014) pokazuje, że od lat 70. udział pracy w tworzeniu PKB systematycznie spada, podczas gdy rosnąca część zysków trafia do właścicieli kapitału. Postęp technologiczny co prawda ogranicza zapotrzebowanie na długie godziny pracy w wielu sektorach, ale nie towarzyszy mu systemowa redystrybucja korzyści płynących z automatyzacji.
Jak zauważają Erik Brynjolfsson i Andrew McAfee (2014), innowacje technologiczne często pogłębiają nierówności: oszczędności wynikające z automatyzacji są reinwestowane lub wypłacane jako dywidendy, zamiast skracać czas pracy czy zwiększać dostęp do wolnego czasu. W efekcie technologia zwiększa produktywność, lecz nie przekłada się na równomierny podział jej korzyści między kapitał a pracę.
Instytucjonalne ramy prawne i słabość związków zawodowych
Od lat 80. w neoliberalnych gospodarkach obserwujemy wyraźne osłabienie pozycji pracowników i związków zawodowych, co znacząco spowolniło wysiłki na rzecz skracania czasu pracy. Bez silnej reprezentacji interesów pracowniczych rynek nie przesuwa się samoczynnie w stronę krótszego tygodnia pracy. Dane OECD (2023) pokazują, że w wielu krajach poziom uzwiązkowienia spadł poniżej 15%, a negocjacje zbiorowe obejmują coraz mniejszą część zatrudnionych.
Dodatkowo — jak zwraca uwagę David Graeber (2018) — brak solidnych gwarancji socjalnych, w tym opieki zdrowotnej niezależnej od formy zatrudnienia, sprawia, że wielu pracowników nie może pozwolić sobie na krótszy etat czy elastyczne modele pracy. System prawny w praktyce wzmacnia więc model długich godzin, zamiast otwierać drogę do większej autonomii czasowej.
Czas pracy w nowych trybach – więcej wolności czy więcej godzin?
Dane Eurostatu pokazują, że w 2024 r. aż 44 proc. Europejczyków pracowało hybrydowo, a 14 proc. wyłącznie zdalnie. Praca niestacjonarna stała się zatem jednym z głównych modeli funkcjonowania rynku pracy. W teorii miała przynieść skrócenie dnia pracy: brak dojazdów, większą autonomię, lepsze gospodarowanie czasem. W praktyce efekt często jest odwrotny.
Wiele osób deklaruje, że w nowych trybach pracują dłużej niż wcześniej. Granica między życiem prywatnym a zawodowym rozmywa się, a praca coraz częściej „przenika” do domu – wymuszając gotowość do działania poza standardowymi godzinami. Badacze zwracają uwagę, że obiecana elastyczność i komfort mogą prowadzić do intensyfikacji obowiązków, a nie do większej przestrzeni na odpoczynek.
Zamiast krótszej pracy otrzymaliśmy więc dłuższą dyspozycyjność – nowe wymagania ery cyfrowej.
Kulturowe uwarunkowania i konsumpcjonizm
Wzrost produktywności mógłby umożliwić skrócenie czasu pracy bez obniżania standardu życia. Jednak współczesny model gospodarczy premiuje nie czas wolny, lecz rosnącą konsumpcję. Aby ją utrzymać, potrzebne są wyższe dochody, a więc dłuższa praca. Jak zauważa Kate Soper (2020), w dominującym paradygmacie to zdolność do generowania i wydatkowania kapitału definiuje społeczną wartość jednostki, podczas gdy czas wolny pozostaje towarem luksusowym.
Im więcej konsumujemy, tym więcej musimy pracować – a wybór wolniejszego życia rzadko znajduje wsparcie w biznesie, czy w polityce publicznej.
Czy AI pomoże nam pracować krócej?
Prof. Juliet B. Schor, amerykańska ekonomistka i socjolożka z Boston College, w swojej najnowszej książce „Four Days a week” (2025), zadaje ważne pytanie:
Ponieważ sztuczna inteligencja zwiększa produktywność, możemy spodziewać się utraty miejsc pracy […] alternatywnie, wyższa produktywność, którą AI umożliwia, może być okazją do przejścia na czterodniowy tydzień pracy. Powszechnie oczekuje się, że narzędzia sztucznej inteligencji ułatwią zrobienie więcej w krótszym czasie. Czy pracownicy nie zasługują na korzyści z czasu wolnego?
Sztuczna inteligencja obiecuje skok produktywności większy niż wszystkie poprzednie fale automatyzacji. W teorii powinna więc otworzyć drzwi do krótszego tygodnia pracy. W praktyce jednak technologia rzadko sama z siebie prowadzi do skrócenia godzin – wymaga to zmiany kulturowej, politycznej i instytucjonalnej. Dopóki celem gospodarek pozostaje maksymalizacja konsumpcji, a nie dobrostan pracowników, zdrowie, mniej stresu i więcej czasu na życie poza pracą efekty AI będą raczej wzmacniać presję efektywności niż tworzyć przestrzeń na wolny czas.
Historia rynku pracy pokazuje, że normy pracy nie zmieniają się liniowo wraz z rozwojem technologicznym. Przełomy następowały zwykle w momentach napięcia: w kryzysach, wojnach, epidemiach, podczas masowych protestów i strajków. To one przesuwały granice tego, co uchodzi za „standardowy” tydzień pracy – nie sama innowacja technologiczna.
Człowiek jako narzędzie w rękach AI
W tym sensie pytanie o to, czy AI skróci nam czas pracy, wykracza poza ekonomię. To pytanie o to, czy jako społeczeństwa wykorzystamy technologię do budowania lepszego modelu życia, dbając o dobrostan pracowników, czy raczej pozwolimy, by stała się narzędziem dalszej intensyfikacji pracy. Wtedy czeka nas wizja przyszłości, gdzie człowiek jest narzędziem w rękach AI opisanej poniżej (na stronie Amazona):
Smart glasses Amazona: to okulary AR, które prowadzą kuriera krok po kroku, wskazują dokładnie którą paczkę podnieść, którędy pójść, kiedy zrobić zdjęcie i jak udokumentować dostawę. Każdy ruch jest monitorowany, każda sekunda analizowana, a tempo pracy wyznacza algorytm, nie człowiek.
W tym modelu pracownik staje się modułem wykonawczym zoptymalizowanym pod maksymalną wydajność. To nie człowiek decyduje o tym, jak pracuje; to technologia dyktuje rytm i normy. Zamiast skracać czas pracy, innowacje często prowadzą do jego intensyfikacji: pracy bardziej fragmentarycznej, szybszej, dokładniej kontrolowanej i nierzadko bardziej obciążającej.
To wizja przyszłości, w której technologia nie daje nam więcej czasu wolnego, lecz intensyfikuje nasza pracę.
A jednak nie jest to jedyny możliwy scenariusz. Technologia ma potencjał, by realnie skrócić tydzień pracy – uwolnić człowieka od rutyny, automatyzować to, co powtarzalne, i oddać nam więcej godzin życia. Ale stanie się tak tylko wtedy, gdy właściciele technologii podejmą decyzję o dzieleniu się zyskami z produktywności, a politycy wprowadzą regulacje, które ochronią pracowników i ograniczą negatywne skutki automatyzacji.
To nie AI zdecyduje, czy będziemy pracować krócej. Zdecydują o tym ludzie – ci, którzy tworzą technologię, i ci, którzy wyznaczają reguły gry. Bardzo łatwo zachwycić się nową technologią oraz szybkimi zyskami w drodze automatyzacji.
Dużo trudniej myśleć systemowo widząc długoterminowe konsekwencje stosowania AI, dla pracowników i dla całego społeczeństwa. Czy znajdą się mądrzy decydenci, którzy pomyślą o dobrej przyszłości dla naszych wnuków?
Alicja Kotłowska, Pełnomocniczka Prorektorki Uniwersytetu SWPS
Źródło: analiza Alicji Kotłowskiej. Tytuł, lead, bullet pointy, śródtytuły i pogrubienia zostały dodane przez redakcję. Zdjęcie otwierające: Remy Gieling / Unsplash.com
Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.