Pracownicy fabryki zgromadzeni przy taśmach, sortujący produkty zjeżdżające.

Koniec ery taniej siły roboczej. BGK ostrzega: bez inwestycji pozostanie nam rola montowni

Polska gospodarka w 2025 r. znalazła się na historycznym zakręcie. Model rozwoju, który przez trzy dekady opierał się na taniej pracy i kopiowaniu zachodnich rozwiązań, wyczerpał swoje paliwo. Choć dał nam gigantyczny skok cywilizacyjny, dziś staje się hamulcem. Najnowszy Raport o inwestycjach Banku Gospodarstwa Krajowego nie pozostawia złudzeń. Bez masowych inwestycji wpadniemy w pułapkę średniego rozwoju. Problem w tym, że polskie firmy panicznie boją się ryzyka.

  • Teza. Modernizację kraju blokuje gigantyczna dziura w budżecie inwestycyjnym połączona z paraliżującą awersją firm do długu.
  • Dowód. Potrzeby inwestycyjne sięgają 1,5 bln zł przy luce 380 mld zł, podczas gdy aż 96 proc. firm unika kredytów, a Polacy trzymają 51 proc. majątku w gotówce.
  • Efekt. Bez mobilizacji tego zamrożonego kapitału prywatnego nie sfinansujemy transformacji, co skaże nas na rolę technicznego imitatora.

Polska przez lata wygrywała międzynarodową konkurencję niskimi kosztami produkcji. Ten atut jednak bezpowrotnie znika. Dane BGK pokazują drastyczną zmianę w relacjach płacowych.

Jeszcze w 2000 r. koszty pracy w polskim przemyśle wynosiły zaledwie 14,3 proc. kosztów niemieckich. Dziś wskaźnik ten wzrósł do 32,1 proc. i stale pnie się w górę. Oznacza to koniec ery przyciągania inwestycji tanią siłą roboczą.

Zdaniem ekspertów polska gospodarka musi porzucić tzw. model imitacyjny. Polegał on na prostym adaptowaniu gotowych technologii z zagranicy. Działało to świetnie na etapie pokomunistycznej budowy nowej gospodarki, ale teraz dźwignia ta stała się pułapką.

Żeby dalej się rozwijać jako państwo musimy zacząć generować własne innowacje. Tylko one pozwalają utrzymać wysokie marże przy rosnących pensjach. Bez tej zmiany utkniemy w martwym punkcie. Będziemy mieli drogiego pracownika i przestarzały produkt, którego nikt nie będzie chciał kupić.

Luka inwestycyjna i bariery finansowe

Polska stoi przed wyzwaniem sfinansowania gigantycznej transformacji energetycznej i cyfrowej. Szacunki przytaczane w raporcie wskazują, że modernizacja tych sektorów wymaga nakładów rzędu 1 517 mld zł. Analiza potrzeb inwestycyjnych dokonana ekspertów z BGK sprowadza się do prostego wniosku – budżet państwa tego nie udźwignie.

W samych inwestycjach infrastrukturalnych brakuje nam około 380 mld zł. Tę różnicę między potrzebami a dostępnymi funduszami nazywamy luką kapitałową.

Państwo jest zadłużone, o czym zresztą możecie przeczytać w naszym otwarciu. Strumień środków unijnych będzie powoli wysychał. Jedynym ratunkiem pozostaje kapitał prywatny. Ten jednak nie płynie do strategicznych projektów. Jeśli nie zmobilizujemy prywatnych pieniędzy funduszy i obywateli, grozi nam zapaść infrastrukturalna. Taki scenariusz zdusi rozwój biznesu w najbliższej dekadzie.

Paraliżujący strach przed kredytem

Eksperci BGK diagnozują poważną blokadę mentalną u polskich przedsiębiorców. To ona w dużej mierze hamuje inwestycje. Firmy wykazują skrajną niechęć do korzystania z zewnętrznego finansowania.

Statystyki są jednoznaczne. Aż 96 proc. przedsiębiorstw finansuje inwestycje wyłącznie z zysków bieżących. Zaledwie 38 proc. decyduje się sięgnąć po kredyt bankowy.

Ta ostrożność zapewnia bezpieczeństwo w czasach kryzysu. Na dłuższą metę uniemożliwia jednak ekspansję. Finansowanie rozwoju tylko z własnej kieszeni jest powolne i zachowawcze; uniemożliwia też realizację dużych i ryzykownych projektów.

A to właśnie one mogłyby przynieść skokowy wzrost wartości firmy. Mamy w Polsce grupę przedsiębiorstw z potencjałem, którzy mają świetne pomysły, ale nie inwestują przez brak dostępu do kapitału lub lęk przed zadłużeniem.

Uśpione oszczędności Polaków

Największym problemem strukturalnym zidentyfikowanym w raporcie jest słabość polskiego rynku kapitałowego. Nie dostarcza on paliwa innowacjom. Inwestycje funduszy private equity (PE) stanowią u nas zaledwie 0,15 proc. PKB. To wynik trzykrotnie gorszy od średniej unijnej. Oznacza to, że nowatorskie startupy nie mają skąd brać pieniędzy na start i rozwój.

Przyczyną jest struktura oszczędności Polaków. Aż 51 proc. naszych aktywów finansowych trzymamy w gotówce lub na nisko oprocentowanych lokatach. Resztę chętnie lokujemy w nieruchomościach.

Pieniądze te są w efekcie „zamrożone”. Nie pracują na rozwój innowacyjnych firm, jak ma to miejsce w USA czy Europie Zachodniej. Bez przekierowania tego strumienia pieniędzy z mieszkań na giełdę i fundusze inwestycyjne, polska innowacyjność pozostanie jedynie hasłem na slajdach.

Czas na kulturę inwestowania

Raport BGK stawia sprawę jasno. Polska musi dokonać fundamentalnego zwrotu w myśleniu o pieniądzu. Państwo powinno stworzyć zachęty podatkowe. Skłonią one Polaków do wyciągnięcia oszczędności z lokat i zainwestowania ich w realną gospodarkę.

Niezbędne jest też wzmocnienie funduszy venture capital. To one sfinansują ryzykowne innowacje technologiczne. Musimy przejść od kultury bezpiecznego ciułania do kultury inwestowania. W przeciwnym razie staniemy się drogim krajem montowni bez własnych technologii.

Ignacy Zieliński, dziennikarz Biznes Enter

Źródło: BGK. Zdjęcie otwierające: Arno Senoner / Unsplash.com

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw